Aussie na wakacjach.

Mieszkając na południu Polski, nie bywamy nad morzem zbyt często. Na takim luźnym wyjeździe byliśmy 2 lata temu we wrześniu. O opalaniu, ciepłych promieniach słońca i krótkich rękawkach mogliśmy wtedy zapomnieć. Z tamtego wyjazdu pamiętam deszcz, przemoczone spodnie, buty, ale i mega zadowolony pyszczek 15 miesięcznej wtedy Shiry, swobodnie biegającej po puściutkiej, szerokiej plaży. Pamiętam jej zadowolenie z morskich kąpieli i treningów w deszczu przed naszym domkiem. W tym roku zechcieliśmy odwiedzić nasze polskie morze latem. Pomysł pojawił się dosyć spontanicznie i tak całą naszą czwórką wylądowaliśmy w Międzyzdrojach.  Pogoda w tym roku okazała się być idealna. 6-cio miesięczny Prado, któremu wiecznie zabawy i szaleństwa w głowie i ciężarna Shira, stonowana i mniej skora do wspólnych przepychanek, rozważna przyszła mama. To wydawać by się mogło niezłym wyzwaniem. Nic bardziej mylnego. Wyjazd z tą dwójką okazał się być bardzo relaksujący i bezproblemowy.

Shira pięknie chodziła na smyczy, grzeczna i bezproblemowa na każdym spacerze, każdej naszej wizycie w restauracji. Jednak jest w niej rzecz, która od szczeniaka jest u niej niezmienna. Tą rzeczą jest jej miłość do wody. To jest typ owczarka australijskiego, który MUSI być w wodzie i nie ma innej opcji. Oczywiście pod nadzorem będzie leżała na plaży, ale będzie piszczała dając wyraźne znaki, że ona po prostu musi iść do tej wody – teraz, już. Nie ma znaczenia czy jest to jezioro czy morze. Tak miała od szczeniaka i tak już jej zostało. Ta miłość pozostanie chyba w niej już do końca. Tak jak wcześniej Shira lubiła szaleńcze pląsy przy brzegu….popłynięcie po rzuconego w głąb jeziora/morza patyka, tak teraz kiedy weszła do morza to nawet nie wychodziła na brzeg. Ciąża najwidoczniej ją uspokoiła, wyciszyła bo oto Shira dumnie i spokojnie pływała wzdłuż brzegu podążając za mną raz w jedną, raz w drugą stronę. Zaczepki ze strony Prada na brzegu do wspólnej zabawy kompletnie nie były dla niej interesujące. Wręcz odpływała dalej tak, żeby Prado nie mógł jej dosięgnąć i dalej kontynuowała swoją pływacką trasę. Niestety trafiliśmy tylko na jeden taki dzień, gdzie morze było spokojne. W kolejnych dniach kiedy pojawiały się fale, Shira nie była już w stanie spokojnie wejść do morza żeby popływać. Stała jedynie na brzegu patrząc w moją stronę i popiskując dając mi znać, że fale przeszkadzają jej w wejściu do morza…..a ona przecież chce popływać i co w tej sytuacji powinna zrobić. Mając na uwadze jej stan, przy takich falach zrezygnowaliśmy z morskich kąpieli. Prado ma nieco inny stosunek do wody. Kiedy ją widzi nie ma wewnętrznej potrzeby od razu do niej wskoczyć. Jest to jest, ale jak ma siedzieć w namiocie na plaży to siedzi. A tu sobie pogryzie patyczka, a tu dziurę wykopie, siedzi i obserwuje. Kiedy jednak jest przy wodzie…to i owszem…chętnie się potapla.

Przyznamy się szczerze, że zdjęć nie przywieźliśmy wiele z tego wyjazdu. Może z lenistwa do ciągłego noszenia ze sobą ciężkiego aparatu, może z tego, że chcieliśmy się skupić na Shirze i małym Prado i tak nam szybko czas leciał, że łatwiej nam było wyciągnąć smartfona i na szybko pstryknąć pamiątkowe zdjęcie. Tak czy inaczej mamy kilka zdjęć z porannych spacerów.